zm 1820 Rus Anna Kosiorek (Mocarska)

Schweitzer2022

Piotr Kosiorek


Znaczenie osoby Alberta Schweitzera
dla współczesnej praktyki lekarskiej


              „Ostatnio na Zachodzie zainteresowanie jego postacią zmalało. Nie tylko dlatego, że nie jest już żywym, obecnym bohaterem, którego losy można śledzić dzięki środkom masowego przekazu, lecz chyba również dlatego, że ze względu na wzory współczesnego młodego pokolenia Schweitzer wypada często zbyt „tradycyjnie” lub nawet wręcz „staroświecko” [1].

Ija Lazari-Pawłowska

Czy rzeczywiście „tradycyjnie” i „staroświecko”? Czy nie ma znaczenia dla współczesnej praktyki lekarskiej? Postaram się w swojej pracy dać na to pytanie odpowiedź.

Albert Schweitzer to nie tylko geniusz sztuki, filozofii i nauki przełomu XX wieku, ale osoba natury moralnej bliska współczesnej nam epoce. Jego postawa i myśli są aktualne w dzisiejszych czasach, a jego żywe dzieła stanowią dziś dobry tego przykład. Dzięki niemu każda istota obdarzona życiem staje się mi bliska. Jego słowa – być człowiekiem to po prostu być w zgodzie z samym sobą i nieustannie pracować nad sobą. Moją postawę życiową czerpię z osoby Alberta Schweitzera.

Czy ktokolwiek z nas, znajdując się w pewnej życiowej sytuacji, podejmując moralną, odpowiedzialną decyzję, kierował się czcią dla życia? Czy był świadom przesłanek swego wyboru?

Alberta Schweitzera opisałbym krótko: lekarz-chrześcijanin, którego postawa życiowa rozwija się do dzisiejszego dnia w sercach ludzi, a humanizm z niej wynikający wprowadza nas w trzecie tysiąclecie. Być człowiekiem – to współdoznawać i współcierpieć z innymi – jak twierdził. I również ja chce postępować zgodnie z tymi słowami, ponieważ homo sum.


Lekarz i uzdrawiacz dusz

              „Prawdziwie dobrzy i ofiarni ludzie zdarzają się niezmiernie rzadko. W naszych czasach nawet trudno takich ludzi zrozumieć. Schweitzer był prawdziwie dobry i ofiarny” [1].

Bertrand Russell

Albert Schweitzer, syn pastora, urodził się 14 stycznia 1875 roku w Kaysersbergu, mieście niedaleko Strasbourga w Alzacji, wtedy należącego do Niemiec (obecnie Francja). Kiedy poszedł do szkoły podstawowej zauważył, że status społeczny jego rodziny znacznie wyróżnia ją spośród innych w mieście. Po pierwszym dniu pobytu w szkole, 6-letni chłopiec sam zdecydował, pomimo usilnych starań rodziców, że nie będzie już nosił drogich i szykownych strojów lecz ubierze się podobnie do swojego ulubionego rówieśnika. Tak oto rozpoczęło się u małego chłopca zainteresowanie sprawami bliskich, ich uczuciami, pragnieniami i rodzącymi się potrzebami. „Właściwą drogę życiową jest droga łagodzenia cierpień” – jak mawiał.

Mając 18 lat zdecydował, że zostanie profesjonalnym muzykiem, organistą. Już jego nauczyciel paryski nazwał go geniuszem. Jednakże krótko po rozpoczęciu studiów w Paryżu, postanowił zmienić kierunek studiów i zapragnął być pastorem. Zapisał się na Uniwersytet w Strasbourgu. Dokonywał kolejnych wyborów. Podczas pierwszego roku pracy jako pastor, Schweitzer napisał swoje dwie pierwsze książki – religijną oraz biografię J. S. Bacha. Sprawiły one, że Schweitzer stał się znanym i lubianym mówcą oraz wykonawcą muzyki organowej w całej Europie. Przez dziewięć lat poświęcał się z pasją studiowaniu nauk ścisłych, a także muzyki, teologii i filozofii (na przykład: Reverence for Life, The Quest for the Historical Jesus). Po czym mógł skierować swoje szerokie zainteresowania na chrześcijańskie aspekty życia.

Ja przed wszystkim czerpię z Niego etos pracy, bo imponuje mi to, że stawiał wobec siebie wysokie wymagania. Nie poddawał się chyba nigdy. Praca była dla niego chlebem powszednim. Dodajmy, że zaczynał już w młodości i bezinteresownie pracował na rzecz innych. Wielkość jego wynikała z prostoty, szlachetności i uczciwości. Pokora i cierpliwość zaś z bogatego wnętrza duszy, która nadawała jego osobie szlachetnej barwy.

Jego osobowość fascynuje mnie. W wieku 28 lat, Schweitzer przeczytał raport o pracy w misji Paryskiego Ewangelickiego Towarzystwa Misyjnego w Kongo (obecnie Republika Zairu). Warunki życia i potrzeby Afrykanów, wpłynęły na jego dalsze losy. Wkrótce po przeczytaniu tego raportu porzucił pracę nauczyciela na uniwersytecie i wstąpił do szkoły medycznej, poświęcając się pilnej służbie na rzecz ludzkości. Odnoszę wrażenie, że siła sprawczą była dla niego chęć, aby jak mawiał „życie wznieść na najwyższy poziom”. Dostrzegał coś więcej niż tylko ludzką, samolubną i jałową biologiczną egzystencję.

Od rozpoczęcia studiów medycznych minęło 8 lat, kiedy przekonał Paryskie Towarzystwo Misyjne aby wysłały go do Afryki. Towarzyszyła mu, od roku jego żona Helena Breslau, która przysposobiła się do roli pielęgniarki. W 1913 r. po miesięcznej podróży osiadają w misji odległej o 4 km od miasta Lambaréné, położonego na jednym z ramion wielkiej rzeki Ogoové (Ogowe). Od 1876 roku istniała tam misja, założona przez amerykańskiego lekarza i misjonarza doktora Nassau`a. A od 1892 roku tereny te stają się posiadłością misji francuskiej. Schweitzer rozpoczął swą działalność dysponując tylko jednym pomieszczeniem na przyszły szpital, starym kurnikiem. W takich oto okolicznościach spełniły się jego marzenia i wypełniało się posłannictwo niesienia pomocy chorym w centralnej Afryce. Już jesienią powstają pierwsze baraki: ambulatorium, sala operacyjna i apteka. Przez pierwsze najcięższe dziewięć miesięcy pracy spotkał ponad dwa tysiące potrzebujących.

Cenie go za Jego bezpośrednie podejście i sposób rozwiazywania problemów życiowych. Jego postawa entuzjasty i optymisty, szybkiego organizatora, a przede wszystkim Wielkiego Człowieka znajdowała wyraz w pokonywaniu wciąż nowych przeszkód. Uparcie dążył naprzód i nie omijały go zmęczenie, wątpliwość i pogoda ducha. Niestrudzenie kompletował personel medyczny i „przyjmował” kolejnych pacjentów. Znajdował proste rozwiązania. Leczył w warunkach jak najbardziej naturalnych dla chorych. Stawiał na szybką, doraźną i ukierunkowaną pomoc. Okazywał dużo zrozumienia cierpiącym. O tę wrażliwość moralną walczymy dzisiaj przez cały czas. Swoje serce okazywali mu ludzie związani z nim na co dzień. Kierując pracą szpitala jednocześnie rozwiązywał istotne problemy życiowe Gabończyków. Jego nauki głoszone podczas nabożeństw w szpitalu i różnych uroczystości są wciąż aktualne. Był nonkonformistą. Głosił zasady moralnego dobra, prawdomówności, wierności sobie, rzetelności i sprawiedliwości. Widział tylko bliźnich. Istotę współczłowieczeństwa dostrzegał w etyce czci dla życia i woli życia. „Człowiek jako taki jest naszym bliskim” – jak mawiał [1]. Uważam, że te słowa są istotą naszego postępowania lekarskiego.


              „Żaden promień słońca nie idzie na marne.
              Ale zieleń, która budzi, potrzebuje czasu, i człowiekowi, który
              sieje ziarna,
              nie zawsze dane jest doczekać się żniw.
              Wszelkie dobre działanie ma swe źródło w nadziei” [2].

Albert Schweitzer

Nazywany powszechnie za życia, przez ludzi wielu różnych wyznań „wielkim humanistą”, do końca pozostawał skromnym człowiekiem. Po prostu pragnął „myśleć kategoriami człowieka i ludzkości”. Jego podejście było na wskroś ludzkie, spontaniczne. Ja również naśladując go staram się traktować pacjenta podmiotowo. Albert Schweitzer we współczesnym świecie odgrywa rolę moralnie integrującą. W jego osobie widzę początek wielu działań ukierunkowanych na rzecz społeczeństwa poprzez rozwój duchowy jednostek. „Człowiek Zachodu” dla Europejczyków, „Wielki Doktor” dla Afrykanów, wciąż walczył by być uczonym-humanistą. Mając lat 26, jako doktor filozofii i teologii, człowiek twórczy, wszechstronnie utalentowany, postanowił, idąc za głosem sumienia pomóc bliskim w sposób jak najbardziej bezpośredni – jako lekarz. Bliźni – to „każda istota obdarzona życiem”, nie tylko każdy człowiek. „Dopóki cierpi jakaś istota, nie ma radości dla człowieka pełnego współczucia” – jak mawiał [2]. Jego ludzkie podejście do pacjenta jest najbliższe mojej osobie. Nigdy nie traktowałem ludzi przedmiotowo. Braterska więź, która łączy nas z bliźnimi nakłada na nas obowiązki. Otępienie i bezmyślność uważam za wrogów naszego moralnego życia. Powinna nas charakteryzować wrażliwość moralna i czujność sumienia – jak mawiał. Tak aby pomóc słabszym, nieprzystosowanym, czy chorym. Współczesna praktyka lekarska mogłaby się wiele od niego nauczyć. Dla wielu pozostawał znanym autorytetem moralnym. „Nasz stosunek do świata, dany w determinacji naszej woli życia, gdy ta wola dąży do zrozumienia siebie w myśleniu – oto czym jest światopogląd. Światopogląd wywodzi się z poglądu na życie, a nie odwrotnie”[1].


              „We wszystkim, w czym dostrzegasz życie – we wszystkim jesteś ty” [1]

Albert Schweitzer

Już na początku swej praktyki lekarskiej, jego podejście do pracy, szlachetne i ofiarne dla bliźnich, tłumaczyło jego wszechstronne wykształcenie. Przez afrykański szpital w Lambaréné, gdzie pełnił swą służbę przez wiele lat jak ojciec, „patriarcha” dla tubylczej ludności, przewijało się wielu znamienitych osób. Składali oni hołd jego pracy, zaspokajali jego ciekawość, czy też przybywali w poczuciu moralnego obowiązku, wiedzeni przeczuciem, że służą słusznej sprawie. „Ostatecznie musi być w wielu ludziach jakiś niezniszczalny dobry rdzeń, inaczej nie pociągałoby ich wielkość Schweitzera” stwierdził Albert Einstein [2]. Siła pracy jego i innych mu podobnych pracujących z chorymi nie wynikała bezpośrednio z pracy ich rąk, lecz z naocznych przykładów, opartych na „konkretnych działach życia” [1].

Gdy Schweitzer opisywał swoje trudy życia miał 56 lat. Pracował nieustannie. Gdy miał 80 lat nazwał się „niewolnikiem pracy”. Ci co nie widzieli jego dzieła, przyciągani byli bezpośredniością, szczerością i prostotą jego wypowiedzi. W jego postępowaniu widać było nieskazitelny porządek. Jego nieposkromioną „zmorą” była ogromna korespondencja z całego świata. „Dążymy do tego, aby od razu, nie odkładając, okazywać swoja wdzięczność. Więcej wtedy na świecie będzie słońca i ochoty do dobrych uczynków” [2].

Etapem twórczym były lata przypadające na liczne koncerty organowe i odczyty w Europie. Po wyjściu z obozu w 1918 r. wyczerpany ciężką chorobą powracał szybko do sił. Motorem do wytężonej pracy były perspektywy odnowy zrujnowanego szpitala w buszu i niebywała chęć powrotu do potrzebujących go, bliskich mu pacjentów. Kolejnych 6 lat podróży po Europie zaowocowało pasmem sukcesów: w Zurychu otrzymał swój pierwszy doktorat honoris causa, oddał do druku wspomnienia ze swojego dzieciństwa oraz wspomnienia z Afryki, dzieło religioznawstwa Chrześcijaństwo a religie świata, znamienne działo filozoficzne Filozofia kultury i inne. Większą część swojego pracowitego życia spędził w Afryce. Czas wolny wypełniał snując plany odbudowy ruin ośrodka w Afryce, założenia sadu owocowego, czy warzywniaka przy szpitalu. Wszystkim współpracownikom surowy klimat tropikalny dawał się we znaki. Podróże miały służyć nabraniu nowych sił do pracy.

Tak naprawdę w Lambaréné nigdy nie był samotny. Miał wielu przyjaciół, a nowych szybko sobie zjednywał. „Nie pomiń okazji, gdy możesz coś z siebie ludziom ofiarować jako człowiek” [1]. Ze względu na miłość do zwierząt porównywano go ze św. Franciszkiem. Miał cała menażerię: psa, dzikie świnie – Teklę i Izabelę, trzy młode pelikany oraz opiekował się całymi osieroconymi szympansami. Jego postawa chrześcijańska – idea miłości bliźniego, towarzyszyła mu co dzień. „Moralnie dobry jest tylko jeden uczynek: przysparzanie komuś dobra” – jak mawiał. Tak wyobrażam sobie moją przyszłą praktykę lekarską.

„Zaczniemy szanować wierzenia każdego człowieka. Jednoczyć nas będą cele stojące ponad wszelka doktryną” [2]

Kiedy przed wyjazdem do Afryki ewangelicki pastor rozpoczyna działo swego życia, nie godził się na „egzamin z wiary”. Miał niezłomny charakter, że „dogmaty wiary ludzi dzielą, prawdziwa religijność jednoczy” [2]. Chciał być chrześcijaninem na tyle, by żyć wedle wskazań miłości bliźniego. Schweitzer jako teolog był bardzo liberalny. Nie był ani misjonarzem, ani filantropem – jak sam mawiał.

Jego dewizą były słowa – „(…) Przeżyć życie w sposób właściwy, być w świecie, a nie z tego świata – na tym polega religijność” [2].


                „Wcześniej czy później idea, której tu jestem rzecznikiem, zdobędzie świat, ponieważ nieubłaganą logiką zniewala ona zarówno umysł jak serce [2]

    Albert Schweitzer

    10 grudnia 1954 r. w Oslo, Albert Schweitzer odebrał Pokojową Nagrodę Nobla, przyznaną mu dwa lata wcześniej. Jego obowiązki względem chorych uniemożliwiły mu przybycie na ceremoniał. W takim przypadku zaszczyt odebrania nagrody przypadł ambasadorowi Francji Panu de Monicault. 79-letni wówczas Schweitzer wybrał się w podróż do Europy i dostarczył swoje podziękowania 4 listopada 1954 r. na Uniwersytecie w Oslo. Przemówienie w języku francuskim trwało 55 minut, a zgromadzeni goście byli oczarowani jego osobą. Miał na sobie „wytworny staromodny czarny frak, stójkę i poczwórnie związany krawat”, spopularyzowany przez Króla Anglii Edwarda VII. Przez cały czas stał wyprostowany jak struna. Taki wizerunek bez wątpienia należy do człowieka, który postępuje zawsze według własnych zasad, o silnej charyzmatycznej osobowości, mającego poczucie własnej godności. Te cechy charakteru ukazują nam siłę jego oddziaływania.

    Tak bardzo współczesne są słowa jego przemówienia. „Człowiek stał się supermenem” i „cierpi z powodu śmiertelnej niedoskonałości swojego ducha”. Postęp cywilizacji narzuca nam modele postępowania. Tak nie powinno być. „To duch który stworzył humanitaryzm, który jest początkiem wszystkiego kieruje nas ku formom wyższego życia”. Schweitzer za kwotę 33 tysięcy dolarów uzyskaną jako honorarium za Nagrodę Nobla rozbudowuje szpital i oddaje do użytku pomieszczenia przeznaczone dla trędowatych. W roku 1955 Królowa Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii Elżbieta II nagrodziła jego działalność przyznając mu „Order zasługi”, brytyjskie najwyższe cywilne odznaczenie. Początek swej pracy misyjnej przypadł na pierwsze szesnaście lat pracy lekarskiej. Na sen i wypoczynek przeznaczał niewiele. Był człowiekiem o niespożytej sile. Przez cały czas się rozwijał. Każdy lekarz chcąc rzetelnie wykonywać swój zawód musi zastanowić się choć na chwilę ku czemu zmierza. Ja, będę traktować pacjenta jak współczłowieka, z należytą mu godnością, a cierpienia jego nie będą nigdy mi obce. Są to według mnie główne zasady Alberta Schweitzera, które akceptuję.


    Cześć dla życia


                „(…) Żelazna brama poddała się, ujrzałem ścieżkę w gęstwinie. Oto natrafiłem na ideę zawierającą w sobie łącznie afirmację życia, afirmację świata oraz istotę moralnego dobra” [2].

Albert Schweitzer

Schweitzera nazywano za jego życia Wielkim Chrześcijaninem. Swój program moralny nazwał etyka czci dla życia (die Ethic der Ehrfrucht vor dem Leben). Jest to jego recepta na życie.„Istotą dobra jest życie utrzymywać, życiu sprzyjać i życie wznosić na najwyższy poziom. Złem jest życie niszczyć, życiu szkodzić i życie hamować w rozwoju. Oto podstawowa zasada etyki – konieczna, uniwersalna i absolutna”[2]. Ja też hołduje tej myśli.

Wychowany w duchu miłości do bliźniego od najmłodszych lat kierował się sercem. Nie obce były dla niego problemy rówieśników. Dojrzewał bardzo szybko. Już jako młodzieniec posiadał wszechstronne zainteresowania i ogromny talent. Co spowodowało, że z ochotą zajął się bliźnimi? Czym kierował się w swoim postępowaniu? Odpowiedź znajdujemy szybko. Pytany o swoją przynależność odpowiadał: homo sum [1].

„Co to jest młodość? Młodość to nie tylko pewien okres życia ludzkiego, odpowiadający określonej liczbie lat, ale to jest zarazem czas dany każdemu człowiekowi i równocześnie zadany mu przez Opatrzność” [3]. Tak więc jest to czas wytężonej pracy, ogromny wysiłek poświęcony rozwiązaniu podstawowych problemów egzystencji. Ale nie tylko. Człowiek szuka celu w życiu, szuka drogi którą wybierze i będzie szedł. Tak oto odpowiada na pytanie dziennikarza włoskiego papież Jan Paweł II: „Szuka (człowiek) nie tylko sensu życia, ale szuka konkretnego projektu, wedle którego to swoje życie ma zacząć budować. I to właśnie jest najistotniejszy rys młodości” [3].


Schweitzer znalazł własne, „nowe i głębsze uzasadnienie”. Swoją etykę opierał na przeżyciu solidarności ze wszystkimi stworzeniami, na przeżyciu, które trwale przeobraża osobowość. Głosił, że kto spełnia wymagania jego etyki, żyje zgodnie ze swoją prawdziwie ludzką naturą. Nie jest to ani proste, ani łatwe. Wobec otaczającego nas współczesnego świata konieczna jest odwaga i cierpliwość, nie tylko wobec pacjentów, ale i wobec kolegów w pracy. Stanowi to według niego podstawę intensywnego wysiłku duchowego [2]. Dziś rodzą się nowe pytania. Wierzę, że im większą wiedzę i dojrzałość moralną posiadam, tym opieka którą roztaczam jest lepsza i miłosierna. Należy ponosić wyrzeczenia i ofiary. A przez całe życie wybierać. Jako lekarz mam na to doskonałą okazję.

„Życie to siła, to energia (…) Życie to odczuwanie, doznawanie, cierpienie. A gdy się wgłębisz w życie, gdy spojrzysz rozjaśnionym okiem na potężny ożywiony chaos, wszystko nagle zawiruje w tobie: bo oto we wszystkim zaczniesz odnajdywać siebie” [2].


Przełom XIX i XX wieku, któremu towarzyszyły wybitne osiągnięcia w dziedzinie nauki i techniki porównywałbym z współczesnym postępem cywilizacji na przełomie XX i XXI wieku. Z całą pewnością wciąż uważam aktualne słowa i myśli Alberta Schweitzera. Na przełomie końca XIX wieku mówił o moralnym kryzysie, braku duchowego rozwoju jednostek, o ubogim ich wnętrzu, braku dojrzałych autonomicznie osobowości. „Człowiek żyje z przytępioną lub zniekształconą świadomością moralną” [2]. Taki jest ogołocony z cnót obraz społeczeństwa, opisany przez samego Autora w Filozofii kultury. Według niego, aby się temu przeciwstawić należy zmienić wzorce postaw ludzkich. Chciał, aby ludzie czerpali z jego konkretnych dzieł życia i kultywowali zmianę i odnowę świadomości. Dzięki trwale i nieustannie dokonującym się przeżyciu solidarności ich postawa życiowa opierać się będzie na czci dla życia.


„Każdy na swoje Lambaréné”


            „Czy znać siebie nawzajem – to znaczy wiedzieć wszystko o sobie?
            Nie.
            To znaczy siebie kochać, ufać sobie i wierzyć wzajemnie (…)
            Poznawaj innych jedynie,
            być pomóc mógł człowiekowi
            w czas jego zgubienia, upadku
            znów wyprostować się i odnaleźć (...)” [2].

Albert Schweitzer

Wybuch I wojny światowej towarzyszył przybyciu Schweitzerów do Afryki. Niemcy i Francja były w stanie wojny. W końcu uznano ich za jeńców wojennych i zostali wysłani do obozu we Francji. Podczas pobytu w niewoli, Schweitzer napisał swoja trzecią książkę – Historię etyki. Ta wielotomowa praca powstawała wiele lat. Po powrocie do Afryki wzrosło zainteresowanie jego humanitarną działalnością i jego pracą. Ludzie przybywali i znajdowali jego pacjentów siedzących pośród tumanów kurzu i brudu na zewnątrz budynku szpitala, gotujących posiłki i mieszkających na ulicach, a wszędzie mnóstwo kóz i kurczaków. Te okrutne spartańskie warunki pracy szpitalnej nie byłyby do zaakceptowania gdziekolwiek indziej, ale lekarz-misjonarz zdawał sobie sprawę co robi. Afrykańczycy nie byli przyjmowani do szpitala, nie posiadali dobowych diet. Tak więc, zamiast odganiać się od pacjentów, hołdując przy tym zasadom ówczesnej opieki lekarskiej z wygodami – „modern coveniences” , wiedziony instynktem starał się im pomóc z całych swoich sił. Leczył, opiekował się chorymi, doradzał i karmił dzieci, a jak brakowało żywności szukał wsparcia i organizował posiłki z mięsa trzody hodowlanej. Albert Schweitzer decydował się na walkę z głodem i chorobami na wszelakie sposoby. Wprowadzając higienę, zapobiegając nawrotom chorób i podnosząc na duchu podopiecznych.

W dynamicznie rozwijającej się Europie końca XIX, tworzy się nowa wizja „inżynierii sanitarnej” jako nie tylko wpływ działań mikrobiologów, lecz także jako oczekiwanie szczególnego „komfortu”. Na przykład wśród nowych urządzeń święci triumf syfon – hydrauliczne przedsięwzięcie końca stulecia [4]. Już na przełomie wieku to nie słowo „pomoc” lecz słowo „solidarność” przeważa w działaniach na rzecz zdrowia społeczeństwa. Nowa wizja współzależności: bronić się poprzez obronę innych i chronić się przed zarazkami poprzez chronienie wszystkich. Nową rangę zaczyna mieć słowo „sanatorium”, jako wzmocnienie najsłabszych i promocja zachowań prozdrowotnych. Jak pisał H. Landouzy w Cure de sanatorium simple et associetée – sanatorium ma wprowadzić do „życia warstw ludowych zwyczaje i środki ostrożności mające zapobiec rozwojowi chorób” [4].

Wizytujący jego ukochany zakątek podróżni opisywali jego oddanie i „kwiat”, który wyrósł na jego ziemi. Asystowali misjonarzowi i pozostawiali cząstkę siebie. Ich wysiłek koncentrował się na małym nieznanym szpitalu na krańcu świata, który dzięki ich solidarności i poświeceniu z czasem opromieniał sławą.


Lekarz-misjonarz


              „Cześć dla życia, veneratio vitae, jest najbardziej bezpośrednim a zarazem najgłębszym osiągnięciem mojej woli życia” [2].
Albert Schweitzer

Był więcej niż tylko lekarzem. Albert Schweitzer to humanista, zapatrzony w tysiące istnień ludzkich egzystujących w niewyobrażalnie surowych warunkach. Odważnie stawiający czoło wojnie, chorobie i starości. Dając wszystko, w zamian za niewiele lub za nic. Spełniło się marzenie jego życia, aby nieść pomoc potrzebującym w pilnej służbie na rzecz ludzkości. Na początku leczył trąd, malarię i śpiączkę. W 1917 r. jako jeniec obozu w St. Remy Schweitzer mówił – „Co dzień odczuwam jako wielkie dobrodziejstwo, że gdy inni zmuszeni są odbierać życie, ja mogę życie ratować” [1]. Swoim postępowaniem w beznadziejnych sytuacjach zainspirował niezliczone rzesze młodych ludzi do oddania się w służbę ludzkości. „Jego szpital” zdominowany był przez Szwajcarów, powodem była lokalizacja ośrodka rekrutacyjnego. Był to szpital białych dla czarnych. Afryka dzisiejsza jest bardziej otwarta. Pomoc medyczna dociera prawie wszędzie. Wobec ogromu potrzeb licznych mieszkańców Afryki jest to tylko kropla w morzu.

„Ale proszę sobie uprzytomnić, że tam miliony ludzi cierpią bez nadziei na pomoc (…). Musimy zbudzić się ze snu i dostrzec swą odpowiedzialność” [2]. To nasz obowiązek i zadanie życiowe, a nie dobre uczynki.


Współczesna praktyka lekarska, jaka jest?


              „Because I have confidence in the power of truth, and of the spirit, I have confidence in the future of mankind”
Albert Schweitzer

Współczesne podejście lekarskie jest pragmatyczne. Politycy, organizacje kierujące podstawową opieką zdrowotną, nauczyciele medycyny oraz opinia publiczna wykazują coraz większe zainteresowanie tym zagadnieniem. Obecnie na świecie podstawowa i specjalistyczna opieka lekarska zasięgiem i jakością budzi uzasadniony respekt. Poziom wiedzy idzie w parze z jakością usług oferowanych pacjentom. Poprawiamy ich jakość. Wydłużamy czas poświęcony choremu podczas wizyty, optymalizujemy proces kierowania do specjalisty oraz wprowadzamy nowe wzorce funkcjonowania i współpracy lekarzy ogólnych i specjalistów. Czy naprawdę tak czynimy? Czy w istocie nam to wychodzi? Czy nie cierpi na tym chory? Co więcej, czy nie nadużywamy środków diagnostycznych i leczniczych? Tabletka nie zastąpi prawdziwej i szczerej rozmowy. Wyniki badan diagnostycznych tez nie są podstawą do rozpoczęcia terapii.

Jako młody pracownik naukowo-dydaktyczny staram się wykorzystać zdobytą wiedzę medyczną w mojej pracy ze studentami oraz w celu rozwinięcia własnej myśli. Prowadzę doświadczenia i obserwacje. Poza tym jako wolontariusz uczestniczę w opiece medycznej nad chorymi w klinice. Nieobce są mi warunki współpracy lekarzy i pacjentów. Nierzadko buntuje się przeciwko złemu traktowaniu pacjentów, braku dla nich czasu, należytego szacunku, zainteresowania się ich problemami. Wzorem prawdziwego lekarza, który spełnił swoją misję jest w tym względzie oddany pacjentom Albert Schweitzer.

Myślę, że będę czerpał z tego wzorca. „Jednakże nie tracę odwagi. Nieszczęście, które widziałem, mobilizuje moje siły, a wiara w ludzi podtrzymuje moja ufność” [2].

„Postanowiłem zostać lekarzem, aby działać bez słów. Przez całe życie wyzywałem się w mówieniu”

[2]

Bez wątpienia był człowiekiem nauki. Jako profesor strasburskiego uniwersytetu zostaje studentem medycyny, na przekór rodzinie i przyjaciołom. „Wielki Doktor z Dziewiczego Lasu” – jak nazwą go w Afryce, przygotował rozprawę doktorską o Kancie na paryskiej Sorbonie, a habilitował się z życia Jezusa. Teologia była dla niego zawodem i pasją. Przyjaciele powiedzą o nim później, że „w Afryce ratował starych Murzynów, a w Europie stare organy” [5]. Charakter pracy szpitala w dżungli nadawał tryb życia Alberta Schweitzera. Była to skrupulatna obowiązkowość i 24-godzinna gotowość. Nowe Lambaréné jest unikalną mini-społecznością. Miejscem leczenia i życia jednocześnie.

Po założeniu Fundacji Schweitzera 24 września 1974 r. powstawały narodowe organizacje członkowskie fundacji w wielu krajach. Max Caulet, dyrektor administracyjny szpitala znalazł w Lambaréné cel swojego życia, podobnie jak Albert Schweitzer położył fundament pod nowy szpital i pozostawił pamiątkę po organizatorze oryginalnej idei [5]. Mimo, że Schweitzer przeciwstawiał się uznawaniu jednostek za wzorce, był doskonałym przykładem dla pokoleń.

Z całym przekonaniem można powiedzieć, że za życia Alberta Schweitzera „ruch schweitzerowski” rozkwitał. Współpraca wielu ośrodków w różnych dziedzinach nauki spajała osoba wybitnego teologa i humanisty. Elektryzowało to działania na rzecz pomocy dla wszystkich potrzebujących.

Jak pisze nestor polskiego ruchu schweitzerowskiego profesor Henryk Gaertner „kamieniem milowym promocji idei i dzieł Schweitzera” było powstanie tej organizacji w 1975 roku na gruncie polskim [6,7,8].


Wśród nas samych


              „Nie ma nic smutniejszego na świecie od braku miłości.
              Oni muszą wiedzieć, że ktoś ich kocha”.
Matka Teresa z Kalkuty

Co wynika z jego postawy dla współczesnej praktyki lekarskiej? Lekarze z całego świata protestują przeciwko wojnom, terroryzmowi, wyścigowi zbrojeń. Etyka zawodowa coraz częściej schodzi na dalszy plan. Poza kontrolą pozostają rządowe ośrodki naukowe, biologiczne i farmaceutyczne. Czasom współczesnym, końca XXI wieku towarzyszy widmo zagłady ludzkości w wyniku wojny nuklearnej [9].


Albert Schweitzer znalazł własną drogę etyki czci dla życia będąc na rozmyślaniach nocą w zaciszu afrykańskiego buszu. Matka Teresa z Kalkuty doznała powołania podczas podróży pociągiem przepełnionym nędzarzami, żebrakami i bezdomnymi. Była sama, nie miała pieniędzy, dachu nad głowa, nic do jedzenia.

Towarzyszyła chorym w ostatniej drodze ich życia. Często mawiała – „Trąd jest do zniesienia. Jest mniejszym nieszczęściem niż samotność”. Nazywana – Świętą rynsztoków, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla w 1979 r. zrezygnowała ze spokojnego i dostatniego życia. Wybrała slumsy Kalkuty. Siostry Misjonarki Miłości prowadzą w ponad stu krajach kilkaset domów dla dzieci, biedaków, bezdomnych, chorych na AIDS i trędowatych. Przykłady poświęcenia życia pracy z chorymi, ofiarnej pracy na rzecz bliźnich można mnożyć. Jest ich wiele na całym świecie. Rzecz w tym, abyśmy rozumieli istotę tej pomocy na co dzień i nie byli temu obojętni.


Znany mi jest osobiście przykład współczesnego lekarza-misjonarza. Jest on dla mnie żywym przykładem kontynuacji dzieła Alberta Schweitzera. Otóż kilka lat temu będąc na praktyce lekarskiej w białostockim szpitalu poznałem zakonnika werbistę, doktora nauk medycznych Jerzego Kuźmę, specjalistę II stopnia w zakresie chirurgii ogólnej. Swoje pierwsze przeznaczenie misyjne otrzymał w Papui Nowej Gwinei. Pracuje ze współbraćmi w szpitalu w Kundiawie, położonym w malowniczych górach na wysokości ok 1500 m. Wciąż w swoich myślach powtarzam słowa Alberta Schweitzera, trochę uwspółcześnione: Każdy ma swoja Kundiawę. O. Kazimierz Tomaszewicz mówi o nim – „To jest niesamowicie wesoły człowiek, bardzo prawy. Przez cały czas pracuje nad sobą”. Mnie samego urzeka jego pogoda ducha, wewnętrzna siła, napęd do pracy. Pani redaktor Grażyna Gliszczyńska w artykule pt.: ”Chirurg-misjonarz” w białostockim Kurierze porannym z dnia 24.12.1996 r. pisze: „W petycji misyjnej napisał, że chciałby pracować przede wszystkim w Afryce. Papuę Nową Gwineę wpisał na drugim miejscu, na trzecim – ubogie kraje Azji. Chciał pomagać najbiedniejszym”.


Jego postawa lekarska jest naturalna i przepojona miłością do bliźnich. Jak pisze w listach, częste prace z chorymi uzupełnia mistyczna siła, którą darzą go buszmeni. Jako chrześcijanin okazując swe serce walczy ze złymi duchami (masalaj) oraz daje siłę życia lecząc klątwy plemienne (sanguma). Na wielu stacjach misyjnych w tych trudnych warunkach lekarze z całego świata pracują z chorymi ryzykując własne życie.

              „Młodzi dzisiaj – jacy są, czego szukają?...”[3]
Jan Paweł II

              „Czy współczesny człowiek znajdzie siłę, by dokonać tego, czego żąda od niego duch i czego możliwość czas chce mu odebrać?” [2]

Albert Schweitzer

Wyzwaniem dla naszej pracy lekarskiej jest jej owoc pozostawiony naszym dzieciom. Są nimi pacjenci oddani naszej opiece. Znakomity zespół szpitalny asystował misjonarzowi w pracy. Pierwszymi pielęgniarkami były Matilda Kottman i Emmy Hausnecht. One oraz później Ali Silver współtworzyły atmosferę ośrodka [1]. Zwolenników Schweitzera przybywało. Śpiewaczka Emmie Martin, zrezygnowała z kariery i przez długie lata pełniła nieformalną funkcję jego przedstawiciela, łączniczki, orędownika w odnowionym rodzinnym domu w Günsbach. W mieszkaniu, gdzie pracował, w ciszy i samotności, miał piękny widok na zbocza Wogezów pokryte lasem i winnicami. Powstało tam jago archiwum i muzeum [1].


            „Trzeba zawsze veritatem facere in caritate (czynić prawdę w miłości)”. [3]

Jan Pawel II

Albert Schweitzer pozostawił po sobie bezcenny dorobek. Praca jego ma wymiar uniwersalny. Zaszczepił w wielu pokoleniach lekarzy bakcyla pracy w beznadziejnych wydawałoby się warunkach sanitarnych i egzystencjalnych panujących w szpitalu w Lambaréné. Zwrócił uwagę całego świata na problem głodu. Był orędownikiem słabych, ubogich i chorych. Ideą szpitala były warunki jak najbardziej zbliżone do naturalnego środowiska chorych, do atmosfery rodzinnego domu. Obok drewnianych baraków szpitalnych powstawały baraki mieszkalne, kuchnie pod gołym niebem, w których mieszka rodzina chorego. Kolejnym założeniem leczenia były stałe warunki klimatyczne na salach. Tylko sale operacyjne nowego szpitala w Lambaréné posiadają klimatyzację.

Dzisiaj wiele instytucji, szpitali i ośrodków niosących pomoc potrzebującym ubogim i chorym oddaje mu hołd jako swemu patronowi. Miedzy innymi należy do niego „Jego Szpital” – jak sam mawiał, Lambaréné w Gabonie oraz Albert-Schweitzer-Szpital, w Northeim w Niemczech. Klimat tropikalny Środkowej Afryki, z dużą wilgotnością powietrza i częstymi ulewami na terenie nizinnym prowincji Moyene Ogoové sprawia, ze jest to obszar o znaczeniu epidemiologicznym. Szpital ten współpracuje z innymi w wielu krajach świata ośrodkami medycyny tropikalnej i chorób zakaźnych prowadząc badania nad epidemiologią malarii i wielu innych chorób. Położony na południe od miasta Lambaréné, w odległości 180 km od stolicy Libreville. Obejmuje około 600 mieszkańców, w większości utrzymujących się z kontaktów ze szpitalem, z których tylko nieliczni pracują na otaczającej szpital roli lub zajmują się rybołówstwem. Szpital ma elektryczność, wodę bieżącą, pralnię, a wioska utrzymana jest w wyśmienitych warunkach sanitarnych. Otoczony jest przez pola uprawne i gesty las tropikalny, stanowiący dobrą ochronę przed ulewami długą porą deszczową. Dzieci uczęszczają do szkoły podstawowej w wiosce oraz kształcą się w szkołach ponadpodstawowych. Pacjenci pochodzą z różnych zakątków Gabonu. Większość mieszkańców wiosek to osoby starsze, na co składa się migracja młodzieży w poszukiwaniu pracy i mało odwiedzających. Palącym problemem przed którym stoją lekarze jest wysoka śmiertelność i umieralność na malarie zwłaszcza niemowląt i małych dzieci [10,11,12]. Anopheles gambiae s.s. i A. funestus są głównymi wektorami transmisji choroby w tym regionie. Prowincja Moyene Ogoové jest regionem hiper epidemicznym, głównie dla Plazmodium falciparum oraz P. malariae i P. ovale. Najwięcej zakażeń parazytami stwierdza się krótką porą suchą (od października do grudnia), ale również po krótkim ulewnym sezonie. Ośrodek ten odgrywa bardzo ważną rolę w licznych badaniach immunologicznych i chemioterapeutycznych [12-15] oraz diagnostycznych [16].


            „W postawie głębokiej czci dla życia mieści się elementarne pojęcie odpowiedzialności, na która musimy się zdać; w niej są siły, które zmuszają nas do rewizji i uszlachetniania naszej indywidualnej, społecznej i politycznej postawy”. [2]
Albert Schweitzer

Coraz częściej na łamach pism medycznych poruszany jest temat moralnych i prawnych aspektów działań lekarzy. „Medycyna jest najbardziej moralnie uwarunkowanym postępowaniem, w którym lekarz decyduje o zdrowiu i życiu drugiego człowieka” [17]. Autor tych słów widzi moralny i prawny obowiązek dążenia do zachowania życia ludzkiego we współcześnie wykonywanej praktyce lekarskiej, nakładany wobec każdego lekarza. Uważam, że każde postępowanie medyczne posiada swoje własne uwarunkowania i powinno być wypełniane należycie.

Kolejnymi przykładami naruszeń etyki są: kwestia sklonowania istoty ludzkiej, wykorzystywania zwierząt do badan eksperymentalnych, stosowanie nie-humanitarnych metod badan medycznych, czy też dopuszczalność metod prokreacji wspomaganej medycznie [17,18,19]. Jak bowiem pisał Albert Schweitzer – Etyka, która zajmuje się tylko stosunkiem człowieka do innych ludzi jest niepełna. Czy wszystko to służy chwale Stwórcy? Czy dadzą się pogodzić ze współczesną koncepcją godności człowieka? Wciąż brak jest wyczerpujących odpowiedzi.

Problem, który chciałbym poruszyć dotyczy jednakże zobojętnienia działań lekarskich. Istnieje w każdym z nas niespożyta energia, potencjał, rzekłoby się vis vitalis , wykorzystywana na co dzień w kontaktach międzyludzkich, w relacjach lekarz-pacjent. Czy chętnie skłaniamy się do niesienia pomocy potrzebującym? Czy humanitaryzm nasz jest pełny, czy tez wybiórczy?

Podsumowując myślę, iż współczesny lekarz potrzebuje nawrócenia. Wyzbycia się zbędnych korzyści materialnych. Jak pisał Schweitzer – „Trzeba stworzyć nową świadomość prawa (…) Wszyscy musimy stać się ludźmi religijnymi dzięki myśleniu" [2]. Potrzeba nam wiary w siebie, skupienia i pracy nad sobą. Przekonani, iż każda rzecz jest ważna. Nasze wnętrza muszą być otwarte i gotowe przyjąć nowe wyzwania. Miłość i serce powinno kierować naszym działaniem. „Humanitaryzm wymaga od nas, byśmy w rzeczach małych i wielkich słuchali naszego serca i szli za jego wskazaniami” [2]. Takiego rdzenia osobowości potrzeba w postawie czci dla życia. Liczne żywe przykłady pokazują nam, iż dziedzictwo Doktora nie zostało utracone.

„Pamiętaj, ze i ty jesteś słaby, ze i ty potrzebujesz nieustannego nawrócenia. Możesz innych umacniać o tyle, o ile masz świadomość swojej słabości” [3]. Słowa, które Chrystus powiedział do Piotra służą utrzymaniu jedności w wierze, mogą tez znaczyć nie poddawaj się lub szukaj nowych dróg . Jan Paweł II zacieśnia więzy jedności. Schweitzer dokonuje tego widząc sens trwałego przeżycia solidarności.

Jak sam mawiał nie chce moralnych wzorów do naśladowania, pragnie dowodów i konkretnych dzieł w każdej z dziedzin życia – „(…) O żadnym człowieku nie należy mówić w ten sposób. Każdy z nas wie, w jak ograniczonym zakresie może stanowić przykład dla innych. Ludzie znajdują w nas tę inną cechę godną naśladowania, ale nikt nie powinien być stawiany jako wzór” [1].

Od kilku lat problem oświaty zdrowotnej w krajach przeludnionych, ekonomicznie słabych przenika do nas. Wiele organizacji pracuje na rzecz głodujących i chorych. Jan Paweł II zwrócił jeszcze raz uwagę na naszych bliźnich. Ustanowił dzień 11 lutego Światowym Dniem Chorych.

Krótko przed śmiercią , zona Schweitzera spytała go jak długo zamierza zostać w Afryce. Jedyna jego odpowiedzią było: „Tak długo jak starczy mi tchu”. Dzisiaj również za słowami lekarzy powinny iść czyny. W roku 1965, Albert Schweitzer, muzyk, pisarz, teolog, filozof i lekarz, zmarł mając 90 lat, pracując w swoim wymarzonym szpitalu w Afryce.

Chociaż może się wydawać, że dość późno rozpoczął prace, zmieniając dwukrotnie obrany kierunek, spędził tam prawie 50 lat, ratując chorych przed nieuchronną śmiercią głodową, w ciągłym przeświadczeniu, ze robi to na chwale boską, w imię nowych pokoleń.

W słowach Alberta Schweitzera odczytuje naukę na nadchodzący XXI wiek – „Trzeba teraz, by każdy z nas w pełni zaktywizował dobroć, odpowiadającą naszej istocie. Powinna się ona ujawnić jako energia oddziałująca na bieg historii i wprowadzić nas w epokę humanitaryzmu” [2]. Bowiem – „Bez umiłowania człowieka, bez umiejętności nawiązywania głębokiego kontaktu psychicznego z cierpiącym nie wchodźcie na niwę ludzkiej niedoli. Medycyna jest bowiem nie tylko nauką budowaną rozumem, ale i sztuką kreśloną sercem i intuicją” [20].


Piśmiennictwo:


  • 1. Lazari-Pawłowska I.: Schweitzer. Wiedza Powszechna, Warszawa 1976.
  • 2. Lazari-Pawłowska I.: Wielcy moraliści.. W: Lazari-Pawłowska I. Etyka. Pisma wybrane. Smoczyński PJ 9 red.) Ossolineum, Wrocław, Warszawa, Kraków 1992, s.367-399.
  • 3. Jan Paweł IIL Przekroczyć próg nadziei. Katolicki Uniwersytet Lubelski Instytut Jana Pawła II, Lublin, 1994.
  • 4. Vigarello G.: Historia zdrowi i choroby. Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1997.
  • 5. Łubczyk G., Szczygieł B.: Plątanina afrykańskich dróg. Krajowa Agencja Wydawnicza w Krakowie, Kraków 1984.
  • 6. Gaertner H.: Dziesięć lat działalności Polskiej Organizacji Schweitzerowskiej. Przegl. Lek.1986,43,723-728.
  • 7. Gaertner H.: Inauguracja roku schweitzerowskiego. Przegl. Lek. 1990, 47, 733-734.
  • 8. Gaertner H.: Myśli i dzieła Alberta Schweitzera w Polsce . Przegl. Lek., 1996, 53, 514-516.
  • 9. Forrow l.: Sidel VW.: Medicine and nuclear war: from Hiroshima to mutual assured destruction to abolition 2000. JAMA, 1998,280,456-461.
  • 10. Lell N. i wsp.: Randomised placebo-controlled study of atorvaquone plus proguanil for malaria prophylaxis in children. Lancet, 1998, 351, 709-713.
  • 11. Mordmüller B., Kremsner PG.: Hyperparasitemia and blood exchange transfusion fot reatment of children with falciparum malaria. Clin. Inf.Dis., 1998, 26,850-852.
  • 12. Wildling E. i wsp.: Malaria epidemiology in province Moyen Ogoov, Gabon. Trop.Med.Parasitol., 1997, 7,271-274.
  • 13. Brandts CH. i wsp.: The dual role of tumor necrosis factor (TNF) during a malarial attack. Sante, 1997, 7,271-274.
  • 14. Kremsner PG. i wsp.: High plasma levels of nitrogen oxides are associated with severe disease and correlate with rapid parasitological and clinical cure in Plasmodium falciparum malaria. Trans.R.Soc.Trop.Med.Hyd., 1996,90,44-47.
  • 15. Phillips J. i wsp.: Follow-up the susceptibility of Plasmodium falciparum to antimalarials in Gabon. Am.J.Trop.Med.Hyd., 1998, 347, 23-29.
  • 16. Radloff PD. i wsp.: Detection of high intensity transient signals (HITS): how and why? Eur. J.Utrlasaund.,1998, 347,23-29.
  • 17. Klimek R.: Medycyna i odpowiedzialność. Ginekologia praktyczna, 1998, 5,7-10.
  • 18. Safjan M.: Prawo wobec wyzwań współczesnej medycyny. Prawo a medycyna, 1999, 1,5-15.
  • 19. Senyszyn J.: Zwierzęta jako przedmiot konsumpcji. Sprawy Nauki, 1998, 6,15-17.
  • 20. Gamski m.: O powadze zadań wyższej uczelni. Przegl. Lek., 1964,20,447.


    All rights reserved & Copyright 2022

    Artykuł ukazał się w książce:

    Albert Schweitzer w oczach młodych polskich medyków

    Pod redakcją: Kazimierza Imielińskiego, Christiana Imielińskiego, Andrzeja Imielińskiego Warszawa 1999, strony: 59-76. Albert Schweitzer World Academy of Medicine